CENTRUM JANA PAWŁA II. O BLISKOŚCI PAPIEŻA (I WŁOCH)
Koniec lata był dobrym wyborem. Centrum Jana Pawła II skąpane w ciepłym świetle odcinało się na tle mocnego błękitu nieba. Nie tylko to sprawiło, że czułem jakby niewidzialna siła w okamgnieniu przeniosła mnie do Włoch. Skąd to wrażenie? Na pewno pomogła temperatura światła przypominająca tę z ostatnich spacerów rzymskimi ulicami. Na pewno kształty i kolory budynków przywracające wspomnienia scenerii włoskich miast. No i świadomość, że bliżej polskiego papieża niż w krakowskich Łagiewnikach mogę się poczuć dopiero w Watykanie.
KRAKÓW? NIE RZYM, NIE PADWA?
Rozglądam się na olbrzymim placu przed dopiero co wykończonymi obiektami. Nie tylko ja jestem oszołomiony. Skala całości, zastosowane materiały, jakość wykonania – wszystko to powoduje, że potrzeba dłuższej chwili na oswojenie się z tym miejscem. Jest w nim dziwnie pociągająca, egzotycznie niepolska, atmosfera.
Dobrze, że do Centrum Jana Pawła II dochodzi się się niemal kilometrową drogą z oddaną niedawno, ładnie wkomponowaną w krajobraz, kładką dla pieszych. Zostawiam za plecami malejące Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, a przede mną potężnieją obiekty poświęcone papieżowi. Wybudowane w miejscu, gdzie w czasie okupacji, w Zakładach Chemicznych Solvay, pracował Karol Wojtyła.
Niebywały jest ten splot wypadków łączących oba miejsca. Większości z nas dobrze znane są słowa wygłoszone w Łagiewnikach. Raz już je cytowałem w relacji z sanktuarium Siostry Faustyny i nie da się ich teraz nie przypomnieć, tak bardzo ściśle odnoszą się do obu nieodległych punktów na mapie:
(…) wiele moich osobistych wspomnień wiąże się z tym miejscem. Przychodziłem tutaj zwłaszcza w czasie okupacji, gdy pracowałem w pobliskim Solvayu. Do dzisiaj pamiętam tę drogę, która prowadziła z Borku Fałęckiego na Dębniki, którą odbywałem codziennie przychodząc na różne zmiany w pracy, przychodząc w drewnianych butach. Takie się wtedy nosiło. Jak można było sobie wyobrazić, że ten człowiek w drewniakach kiedyś będzie konsekrował bazylikę Miłosierdzia Bożego w krakowskich Łagiewnikach.
JAN PAWEŁ II NAJBLIŻEJ
Zwiedzanie dobrze rozpocząć od kościoła dolnego. Wrażeń tu na tyle sporo, że później przyjdzie właściwy czas, by po nich ochłonąć w części górnej – bardziej „uspokojonej”.
Centralne miejsce to Kościół Relikwii. W samym jego centrum znajduje się ołtarz, w którym umieszczono ampułkę z krwią Jana Pawła II, którą kardynał Stanisław Dziwisz otrzymał od lekarzy z rzymskiej kliniki Gemelli.
Niecodzienne sklepienie ma kształt ośmioramiennej gwiazdy. To odwołanie do postaci Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Morza – Stella Maris.
W Kaplicy Kapłańskiej zbudowanej na wzór krypty świętego Leonarda na Wawelu, w której ksiądz Karol Wojtyła odprawił swoją prymicyjną Mszę Świętą, panuje cisza. Znalazła tu swoje miejsce płyta z grobu papieża. Wcześniej, tysiące pielgrzymów oglądało ją w Grotach Watykańskich Bazyliki świętego Piotra w Rzymie. Wiadomo, że do Watykanu po beatyfikacji Ojca Świętego spłynęły setki próśb z całego świata o przekazanie płyty do kościołów. Podjęto decyzję, by ofiarować ją krakowskiemu Centrum Jana Pawła II.
Na marmurowym bloku umieszczono relikwiarz w formie otwartego Ewangeliarza. Ma przypominać ten z czasu pogrzebu Papieża, z rozwianymi przez wiatr kartami.
Wyjątkowe wrażenie robi kaplica świętej Kingi. Jest darem Kopalni Soli w Wieliczce. Półmrok sprawia, że nie od razu można dostrzec piękno wykonanej z soli figury świętej i znajdujących się na ścianach solnych płaskorzeźb.
Wokół Kościoła Relikwii wybudowano osiem oratoriów.
MOZAIKI OJCA RUPNIKA
Kościół górny oczarowuje (synonimy można dodawać długo) jedynymi tego typu mozaikami w kraju. Niebywałej urody i głębi – „do czytania i kontemplacji”. Wszystkie są dziełem słoweńskiego jezuity, ojca Marko Rupnika – dziś, jak się powszechnie sądzi, najbardziej kreatywnego twórcy mozaik na świecie. Jego dzieła to, między innymi, krypta nowego kościoła w San Giovanni Rotondo, mozaiki w Lourdes, Fatimie, kaplica Redemptoris Mater na Watykanie.
W kościele znalazło się ponad dwadzieścia biblijnych scen. Oglądaniu powinna towarzyszyć świadomość, że nie są to „kolorowe” obrazki umieszczone, żeby w świątyni było ładnie. Każda bez wyjątku scena wymaga namysłu i refleksji nad przesłaniem autora. Jest zadaniem do rozwiązania.
W bocznej nawie świadectwo dramatu, jaki rozegrał się trzydzieści pięć lat temu na Placu świętego Piotra.
Wydaje się to niewiarygodne, ale wszystkie mozaiki w sanktuarium ojciec Rupnik, wraz z niewielką grupą swoich uczniów, najczęściej Włochów, wykonał w zaledwie dwa miesiące.
Często błahy i mało widoczny detal staje się kluczowy w odczytaniu sensu. Spójrz na woreczek z pieniędzmi, trzymany w dłoni przez Judasza w scenie Ostatniej Wieczerzy. Ojciec Rupnik mówi: „Widzimy Boga, który składa ofiarę oraz człowieka, który tę ofiarę przyjmuje. Jedyny, który nie może przyjąć tej ofiary, to Judasz, który przyjął już coś innego i teraz ma zajęte ręce”.
A tak wyglądają mozaiki w zbliżeniu.
Trudno niekiedy uniknąć frazesu i patosu. Dobrze wiem, że nie jest to szczęśliwy mariaż. Dziś wyjątkowo udzielam sobie rozgrzeszenia – jak bowiem nie powiedzieć w Łagiewnikach, że zdumiewająco dziwnie układają się czasem ludzkie losy, splatają biografie, nakładają życiorysy.
W Sanktuarium Bożego Miłosierdzia i Centrum Jana Pawła II dwoje świętych obrazowo i czytelnie mi o tym przypomina.
Zobacz też: ŁAGIEWNIKI. I WSZYSTKO JASNE
- 22.10.2016
- komentarze 4
- 0
- Łagiewniki