CZEREŚNIA KWITNIE. NIE FETUJESZ?
To wielkie, stare drzewo czereśni władczo rozpościera konary od kilkudziesięciu lat. Choć rośnie tuż za moim symbolicznym płotem, mam do niego dostęp wolny i nieograniczony. Tak się bowiem szczęśliwie składa, że sąsiadem jest mój brat. W kwietniu i maju bez umiaru więc korzystam z możliwości bliskiej obserwacji tego, co czereśniowo wiosnę zwiastuje i to w swej najbardziej wytwornej postaci. Natura, chwilę temu jeszcze w letargu, zaczyna się żywiołowo rozpędzać. „Zbyt wiele dzieje się w tej wiośnie. Administracja tej ogromnej, rozgałęzionej i rozrosłej imprezy jest ponad moje siły.” W tym natłoku wrażeń, jedna z najbardziej elektryzujących nowin brzmi: „czereśnia zakwitła!”.
Pod koniec marca, kiedy „dnie stały się za długie i rozległe niemal na swą treść, jeszcze ubogą i nijaką”, wiadomo – dzieje się niewiele, a jeśli, to niewidocznie dla oka. Ale już kilka dni później w gronie rodzinnym następuje celebracja corocznego wyznaczania terminu, z emocjami, jakie towarzyszą zakładom bukmacherskim. O co chodzi?
Na początku kwietnia, kiedy „ogrody rozpierają ogromnymi westchnieniami powietrze i rosną tysiąckrotnie listowiem”, nabrzmiałe pączki poddawane są wnikliwym i dyskretnym oględzinom (choć zbiera się też czasem szerokie braterskie konsylium), by na tej podstawie określić dokładną datę zjawiskowego objawienia się drzewa w białej szacie, jakby obsypanego śnieżnym puchem w samym środku zimy. Zwykle ten moment nadchodzi w drugiej połowie miesiąca. W tym roku wypadł wcześniej, trzynastego kwietnia; niedaleko było do rekordu „wszechczasów”, czyli jedenastego. No trudno, przyznaję – takie święta mam w notesie.
Tak rozpoczyna się wyjątkowo radosny czas obserwacji. Czereśnia gra rolę główną, ale przecież całe „ogrody rosną bez tchu, sypią się listowiem, nieprzytomne i pijane (…).” Wkrótce jej kwiaty przekwitną, powoli zaczną się najpierw niezdarnie zawiązywać owoce, powiększać i połyskliwie czerwienieć.
A kiedy już niemal czuje się w ustach pękającą skórkę owocu i wypływający ciepły od słońca sok pojawią się przybysze. Zawsze mam mieszane uczucia, czy do końca proszeni. Ni stąd, ni zowąd ściągają skądś szpaki i to w takich ilościach, że dam głowę, są wśród nich i goście zagraniczni. Zaczyna się gwarne, dwutygodniowe ucztowanie, a nazywając rzecz po imieniu, bezwstydne obżarstwo, które wkrótce bez litości ujawnię.
Każdy z nas dokonuje podziału roku według różnych kryteriów. Niektóre cezury są wspólne – święta, ważne rocznice, początki weekendów, wakacji. Każdy też dzieli sobie rok jakoś prywatnie. Ma swoje i tylko swoje interwały. Bywa, że nieco dziwne.
Słyszałeś o rytmie, jaki wyznacza czereśnia? Otóż to jeden z moich ważniejszych. Gromadzę w pamięci jej kwietniowe obrazy, by potem wiele razy w jesienne szarugi i zimowe chłody wspominać erupcję kwitnienia, kiedy „(…) świat nieruchomiał na chwilę, stawał bez tchu, olśniony, chcąc wejść cały w ten złudny obraz, w tę prowizoryczną wieczność, którą mu otwierano.”
Dlaczego tak mnie ten stan cieszy? Lubię o nim myśleć, jako o powrocie do umysłu czystego, nie skażonego pogonią, nadmiernymi ambicjami, farsą poprawności. Dającego się zaskoczyć urokiem chwili, widokiem, błahostką. Umiejętnością trzymania stylu, który ma znaczenie dla otoczenia, ale – co ważniejsze – dobroczynnie wpływa na samoocenę. Jestem pewny, że uchroniona zdolność podobnego zadziwiania się sprawia, że w życiu z pewnością jest ładniej. To wcale niemało.
Dzisiejszy rzeźwiący, wiosenny poryw już wkrótce przeminie i pojawi się ponownie za rok. W tej samej, choć nie takiej samej postaci. Według tego rytmu po zimowych ciemnościach odrodzimy się wtedy i my.
„Bo czymże jest wiosna, jeśli nie zmartwychwstaniem historyj”.
Wszystkie cytaty z opowiadania Brunona Schulza „Wiosna”.
- 20.04.2016
- komentarzy 6
- 1
- wiosna