CZY NALEŻY SIĘ JESZCZE WSTYDZIĆ
Często wchodzę do cudzych sypialni, zaglądam przez okna, podsłuchuję prywatne zwierzenia, zerkam przez dziurkę od klucza, zauważam subtelności damskiej bielizny. No nie, nie robię tego wszystkiego z premedytacją. Zwyczajnie, jak każdy, chodzę latem ulicami i widzę ledwo ubrane kobiety, oglądam czasem telewizję, przerzucam kolorowe magazyny, śledzę portale internetowe, słucham rozmów głośno prowadzonych w miejscach publicznych. I obserwuję u siebie zjawisko, nad którym zaczynam się z niepokojem zastanawiać.
Chodzi o rodzaj obawy przed postępującym zobojętnieniem na rzeczy, które powinny budzić moje skrępowanie, zażenowanie, wstyd. Tak, tego naprawdę się obawiam.
Pewne jest, że coraz więcej w dzisiejszym świecie zdarzeń, które łagodnie i staroświecko nazwę niestosownością i nietaktem. Ich nachalność jest niebywale zmasowana. Pojawia się więc i reakcja obronna, choć prawie już egzotyczna. Mianowicie, ktoś o dużej wrażliwości i jeszcze większej odwadze decyduje się na protest. Co się wtedy dzieje? Z pewnością może liczyć, w najlepszym wypadku, na pełne wyższości i politowania zdziwienie środowiska, dalej – może być nazwany hipokrytą albo też w ostateczności „przyklei się” do niego modna teoria, że na widzenie świata wokół przenosi lęki i blokady z dzieciństwa. Czyli potrzebuje psychiatry.
Mam być na luzie, bo świat jest na luzie. Nawet poważna prasa, wiadomości agencyjne nie mogą się już obyć bez podkręcania treści niewybrednymi plotkami. Koniecznymi, jak przekonują, dla utrzymania czytelnika lub widza. Wyjaśnienie jest zawsze to samo: takie mamy zapotrzebowanie społeczne. Znikniemy z rynku, jeśli przestaniemy odpowiadać na gust publiczności. Na głębszą refleksję, że nie bierze się on znikąd i że ktoś go w końcu kreuje, nawet nie liczę.
Pojęcie „intymność” pochodzące z łacińskiego „intimus”, czyli najgłębszy, a w przenośni najskrytszy, najtajniejszy, ma coraz mniej wspólnego ze sferą sekretu. Bardzo osobistą, która jest zarezerwowana wyłącznie dla najbliższych, dla osób, którym się w pełni ufa. Tej przestrzeni dramatycznie mało.
W sklepowej kolejce młoda kobieta rozmawia głośno przez komórkę. Dwie sprzedawczynie, nas pięcioro przed ladą, wszyscy słyszymy:
„I wiesz, prawie jedenasta, ja prawie goła, a Marcin wchodzi nawalony i jeszcze kumpla prowadzi. I gada, że musi u mnie przenocować, bo u Aśki, wiesz, tej fryzjerki z Grójeckiej, nie może. Ja, że u mnie nie hotel, Jacuś śpi i niech idzie do Dżesiki nad piekarnią, ona wszystkich przyjmuje (śmiech).”
Przedstawiam wersję skróconą i bardzo spolszczoną. Dołóż do niej z dziesięć powszechnie używanych wyrazów na k, j, ch, p i będziesz miał rzeczywisty, mięsisty obraz relacji.
Wyszedłem z zakupami. Mijam prywatny salon meblowy. Na billboardzie przytwierdzonym do ściany widzę kobiece nogi z majtkami zsuniętymi w okolicach kolan i napis: „Ceny spadają na maxa”.
W telewizji oglądam celebrytę (tyle o nim wiem), czyli w dzisiejszym świecie kogoś mega ważnego, jak opowiada na temat swojej wiedzy. A zawsze wiedział, że nie będzie w stanie nie zdradzać żony. Wysokonakładowy dziennik pokazuje na okładce zdjęcie dziewczynki zabitej siekierą. Redaktor twierdzi, że chciał „uwrażliwić”. Po niedawnych masowych mordach na Ukrainie można było zobaczyć liczne fotografie ofiar leżących w kałużach krwi i spojrzeć na ich twarze, bo nie zawsze je ukryto.
Rywalizacja, kto bardziej, kto więcej, zdaje się nie mieć końca. Alibi w postaci powoływania się na powszechny gust i potrzeby odbiorcy wystarcza. Zauważyłeś, że ze słownika na dobre wypadło słowo tabu. Czyli coś, czego się nie dotyka, bo jest albo diabelsko złe, albo jego naruszenie plugawi jakiś wymiar sakralny. Ten zakaz kulturowy wprowadzał hierarchię ważności, porządkował. Szukam argumentów, że chociaż w formie szczątkowej tabu jeszcze istnieje, ale nie umiem znaleźć. W końcu nie tak znów dawno pewien polski filozof i bioetyk zaproponował legalizację związków kazirodczych. Jedno jest dla mnie pewne. Ponowne wejście tabu w krwiobieg społeczny pomogłoby odbudować zagubione poczucie wstydu. Tyle moje pobożne, jakże śmiesznie naiwne, życzenie.
Profesor Mariusz Grzegorzek, były rektor łódzkiej Szkoły Filmowej, swego czasu apelował do swoich studentów:
Żyjemy w krainie manipulacji i kłamstwa, która osiągnęła niebywały poziom. Jesteśmy jej współtwórcami, a nie bezwolnymi ofiarami. Jako artyści musimy wypracować w sobie aktywną postawę wobec świata. Nie kompromitujmy złotych myśli, bo być może są prawdziwe. Starajmy się być autentyczni i szczerzy. Bierzmy odpowiedzialność za otaczający nas świat. (…). Nie oglądajmy programów propagujących totalny brak inteligencji. Nie współtwórzmy takich obrazów. Nie mielmy w głowach toksycznych internetów, głupot, plotek, kłamstw, oszczerstw, dyskredytowania i ignorowania podstawowych wartości. Nie promujmy pozłotka, Las Vegas i odzierania nas z godności w stylu: zoperowałam sobie pochwę, aby odzyskać szczęście.
- 20.04.2022
- Brak komentarzy
- 2
- pocałunek