KIJ W OKO I ŁABĘDZI ŚPIEW. BĘDZIE TYLKO O JĘZYKU POLSKIM?
Od czasu do czasu w rozmowie wypowiadamy zwroty typu: łabędzi śpiew, kubek w kubek, kij w oko, ruja i porubstwo. Znamy ich sens, ale skąd się biorą? Z tym bywa kłopot większy, co jest tajemnicą poliszynela.
RUJA I PORUBSTWO – COŚ ZDROŻNEGO
Niby taki zwykły i pospolity, choć powoli odchodzący do lamusa, a nie zgadniesz, komu ten zwrot zawdzięczamy.
Przy okazji, co za rzadkość! Możemy dokładnie policzyć, kiedy znalazł się on w obiegu. Oto bowiem 118 lat temu, w 1903 roku, „Kurier Teatralny” ogłosił ankietę, w której zapytał o ocenę repertuaru w ówczesnych młodopolskich czasach. Lapidarnie, w trzech słowach: „ruja i porubstwo”, zdefiniował go Henryk Sienkiewicz, mając na myśli przede wszystkim nieobyczajną twórczość skandalizującego Przybyszewskiego.
To pierwsze słowo jest powszechnie zrozumiałe, ale z „porubstwem” może być większy problem. Tym bardziej, że nawet pochodzenia nie da się już dziś ustalić (być może powstało od „porobić”). Oznacza rozwiązłość, rozpustę, wyuzdanie.
O rui słyszę czasem z ust Krystyny Czubówny, o porubstwie jeszcze nikt mi nie opowiadał.
TAJEMNICA POLISZYNELA – TAJEMNICA, KTÓRĄ WSZYSCY ZNAJĄ
Kim jest poliszynel? Pisać dużą czy małą literą? Aż do XVI wieku nikt go nie znał. Z prostej przyczyny – we Włoszech jeszcze nie wymyślono komedii dell’arte. Jedną z najbardziej charakterystycznych postaci był w niej poliszynel (wł. Pulcinella, fr. Polichinelle). Garbata postać, prostak, cham i gbur, chodził po scenie, mruczał coś pod nosem, mówiąc niby do siebie. W rzeczywistości, głośnym szeptem ujawniał publiczności sekrety pozostałych bohaterów sztuki.
Włosi i Francuzi zapisują imię dużą literą jako powszechnie znaną personę ze sztuk teatralnych. Dla przeciętnego Polaka to zjawisko zagadkowe, znane jedynie z frazeologizmu. Nie funkcjonuje jako nazwa własna i stąd bierze się u nas taki, a nie inny zapis.
ŁABĘDZI ŚPIEW – SCHYŁEK, DZIEŁO WIEŃCZĄCE TWÓRCZOŚĆ
W jednej ze starych greckich legend słyszymy o wielkiej muzykalności łabędzi. Mowa o tym, że kiedy czują zbliżający się kres, jedno z piór na głowie wbija im się w mózg, a one śpiewając rzewliwie i cudnie kończą w ten sposób życie. Cóż, znam legendy bardziej krzepiące, ale przynajmniej wiadomo, o co chodzi z tym śpiewem.
KIJ W OKO – KTOŚ KOGOŚ NIE LUBI
Wybieramy się na polowanie. I to w czasy odległe. Pierwsi myśliwi ze swoimi prymitywnymi oszczepami nie byli w stanie szybko zabijać dużych zwierząt. Starano się więc najpierw wyłupić im oczy, co znacznie ułatwiało bezpieczne dobicie.
Starszy od Ezopa o dwa wieki Homer w „Odysei” opisał chyba najbardziej znane oślepienie w literaturze. Otóż ogromny cyklop Polifem uwięził Odyseusza i jego towarzyszy. Zanim zasnął po obfitej kolacji złożonej z kilku z nich, Odyseusz upił go winem, po czym rozżarzonym drągiem wypalił mu jedyne oko. Zbiegli się przerażeni wrzaskiem inni cyklopi pytając, kto to zrobił. Oszalały z bólu Polifem w odpowiedzi krzyczał: „nikt”, bo tak wcześniej przedstawił się sprytny Odyseusz.
W mowie potocznej wykorzystuje się tylko dwie formy: „kij ci w oko” oraz „kij mu w oko”. Skandowane w stronę kibiców przeciwnej drużyny hasło: „kije wam w oczy” raczej się nie przyjmie.
WART PAC PAŁAC, A PAŁAC PACA – JEDEN WART DRUGIEGO
Żyjący w pierwszej połowie XIX wieku hrabia Ludwik Michał Pac był postacią nietuzinkową. Rozmachem, zainteresowaniami wyprzedzał swój czas. Znajdujący się dzisiaj w ruinie jego pałac w Dowspudzie w Suwalskiem był okazałą rezydencją w stylu angielskiego neogotyku. Zachowały się stare grafiki z wizerunkiem ogromnej, dwukondygnacyjnej budowli z kilkoma wieżami.
Powszechnie znano i podziwiano walczącego u boku Napoleona hrabiego za nowatorstwo i szczodry rozmach. Założył szkołę, sprowadził farmerów (pięćset osób z rodzinami!) ze Szkocji i Irlandii, by uczyli polskich rolników technik nowoczesnego gospodarowania, postawił zakłady produkujące narzędzia i maszyny rolnicze. Jednym słowem – bogaty wizjoner. Jeśli więc w tamtych czasach ktoś mówił „wart Pac pałaca, a pałac Paca” to był w tym niekłamany podziw dla wyjątkowych dokonań tego człowieka. I takie właśnie znaczenie miał na myśli Adam Mickiewicz w „Panu Tadeuszu” pisząc: „Równa ich była rączość, równa była praca; / Godzien jest pałac Paca, godzien Pac pałaca”.
Cóż, zawsze znajdą się „uprzejmie donoszący”. Pojawiły się plotki o wystawnym życiu i dziwactwach hrabiego. Z przejęciem opowiadano sobie o marmurowym wystroju stajni, koniach obwieszonych złotymi łańcuchami i wiszących ogrodach. Jak widać, bujna wyobraźnia, niechęć i ironia zwyciężyły.
Można próbować powrotu do źródeł i pochwalić kogoś, komu się autentycznie w życiu powiodło cytując powiedzenie, ale za skutek nie ręczę. Zachęcam do dzielenia się opisem reakcji swojego rozmówcy na usłyszany komplement.
KUBEK W KUBEK – IDENTYCZNIE
Kiedyś, a myślę o wiekach między XV a XVIII, istniał w Polsce zwyczaj, że nowożeńcy otrzymywali do wypicia wino w dwóch takich samych kielichach. Szkopuł w tym, że były one „fabrycznie” na stałe złączone. Wspólne, jednoczesne picie wymagało nie byle jakich zdolności ekwilibrystycznych, ale mocno też zbliżało młodą parę do siebie. Dziś nikt o takich kielichach nie pamięta, ale określanie w przenośni identycznych ludzi lub rzeczy przetrwało przez wieki i ma się dobrze. A nowożeńcy zamiast „przytulonego” picia szampana, wspólnie sprzątają potłuczone kieliszki. Podobno to też ma ukryte znaczenie.
- 27.05.2021
- Brak komentarzy
- 0
- polszczyzna