MALARSTWO NAIWNE. MOŻNA NIE LUBIĆ?
Po raz czwarty na blogu pojawia się malarstwo naiwne. Co mnie tak w nim pociąga? Rozpisałem się na ten temat już wcześniej; zachęcam do poznania poprzednich tekstów, a przede wszystkim do oglądania jedynej w swoim rodzaju sztuki. Zaś w tej części o fenomenie artystycznym – twórczości malarzy występujących pod nazwą Grupa Janowska. Dziś żyje już tylko Erwin Sówka, ostatni z jej członków-założycieli, ale Grupa istnieje nadal i skupia szesnaście osób.
Właściwie to można mówić o całym zestawie fenomenów. Żeby o nich coś więcej opowiedzieć, muszę się cofnąć do roku 1946. Tworzyły się właśnie zręby ludowej ojczyzny. Mało kto, widząc prezydenta Bieruta niosącego baldachim w czasie procesji Bożego Ciała, domyślał się, jak ponure niespodzianki czekają naród w nadchodzących latach. Powojenna rzeczywistość była szara, brudna i biedna.
I właśnie wtedy, w katowickiej dzielnicy Nikiszowiec, przy kopalni „Wieczorek”, powstała świetlica zakładowa. Jedna z wielu masowo otwieranych. Nic w tym nic dziwnego, partia dbała o statystyki działalności kulturalnej. Ta świetlica była jednak inna – szybko skupiła nadzwyczaj uzdolnionych plastycznie robotników, przede wszystkim górników.
Początki nie były łatwe. W kulturze zapanował socrealizm, tym samym malarze gościnnie przyjęci przez socjalistyczny zakład pracy musieli się dostosować do panujących reguł, choć mieli z tym duże problemy. Wiele razy byli krytykowani za odstępstwa. Nie wiadomo, czy Grupa Janowska przetrwałaby, gdyby nie ochrona Izabeli Stachowicz (z domu Szwarc), żydowskiego pochodzenia kapitana Urzędu Bezpieczeństwa w Katowicach, a przed wojną skandalistki i muzy artystów. To ona była pierwowzorem Heli Bertz z powieści Witkacego „Pożegnanie jesieni”. Postać niezwykle barwna, nic dziwnego, że doczekała się dwóch książek biograficznych.
Wróćmy do malarzy. Trwający 10 lat epizod socrealistyczny nie obfitował w wybitne dzieła; co tu dużo mówić – dla niemal całej kultury był to czas zmarnowany.
Dopiero po roku 1956 Grupa Janowska pokazała na co ją stać.
Gerard Urbanek Przy stole Gerard Urbanek Rozładowanie ryb
Paweł Wróbel Targ kwiatowy, 1981
Ewald Gawlik W świetle księżyca
Ewald Gawlik Droga do Szopienic, 1967
Co odróżniało artystów Grupy Janowskiej od wielu innych grup skupiających malarzy naiwnych? Traktowali swoją twórczość jako misję, rodzaj posłannictwa. A w praktyce? Do dziś krążą opowieści o spotkaniach malarzy organizowanych raz w tygodniu, w środy lub czwartki.
Punkt programu był niezmienny: należało poddać ocenie kolegów swoje prace. A ta była często do tego stopnia surowa, żeby nie powiedzieć – miażdżąca, że czasami skrytykowani twórcy na miejscu niszczyli swoje prace, po czym wszyscy opuszczali pobojowisko złożone z rozdartych płócien leżących na podłodze.
Ewald Gawlik Martwa natura z sikorką, 1987
Żaden z członków Grupy Janowskiej nie miał wykształcenia plastycznego. Mówiąc wprost, to czym się zajmowali na co dzień dalekie było od sztuki. Losy malarzy naiwnych dobrze oddaje biografia jednego z najsłynniejszych – Teofila Ociepki.
Był amatorem, samoukiem, zarazem natchnionym teozofem, a więc przedstawicielem religijnego panteizmu, w myśl którego bóg jest wszystkim, a wszystko jest bogiem. Ukończył jedynie szkołę podstawową. Po śmierci ojca, gdy miał zaledwie piętnaście lat, zaczął utrzymywać rodzinę. Trafił do kopalni Giesche (obecnie Wieczorek), gdzie jako górnik pracował aż do emerytury. Po szychcie razem z Ewaldem Gawlikiem i Erwinem Sówką malował tajemnicze, pełne symboli obrazy.
Teofil Ociepka Pejzaż z aniołem i demonem, 1970 Teofil Ociepka W lesie, 1971
Niemal wszyscy członkowie Grupy Janowskiej wywodzili się z najstarszych katowickich dzielnic: Janowa, Nikiszowca, Szopienic i Giszowca. Znali realia i obyczaje górniczego Śląska jak mało kto, przemysłowy krajobraz towarzyszył im od urodzenia. Wszystko to z wyjątkową pieczołowitością i uczuciem utrwalali na płótnach, a „od siebie” dodawali motywy rodem z baśni.
Erwin Sówka Na planie filmowym, 2001
Erwin Sówka Stara cechownia na Karmerze, 2000
Paweł Wróbel Scena rodzajowa przy hałdzie, 1982
Paweł Wróbel Festyn w parku, 1972
Paweł Wróbel Pejzaż z Górnego Śląska z festynem, 1977
Grupa Janowska została przedstawiona w filmie „Angelus” Lecha Majewskiego. Kręcono go w dużej części na Nikiszu, wszystkie dialogi mówione są gwarą śląską. Zachęcam do zobaczenia; obrazy malarzy naiwnych nabierają potem niespodziewanie dodatkowego znaczenia.
Coś mi się zdaje, że to nie ostatnia blogowa przygoda z tą twórczością tak bardzo szczerą, płynącą wprost z duszy i nie utemperowaną na artystycznych uczelniach.
Prezentowane obrazy pochodzą z wystawy „Wokół mistrzów Grupy Janowskiej” w Muzeum Historii Katowic.
- 7.04.2018
- Brak komentarzy
- 1
- Nikiszowiec