PIERWSZE ZDANIE
Zdarzyło mi się kupić książki dla okładki. Nie pamiętam już, czy pożałowałem decyzji. Inny powód, na pozór równie mało sensowny, to kupowanie tylko dlatego, że pierwsze zdanie zawładnęło bez reszty wyobraźnią, emocjami. Przyznaję, tak bywa. Odczytuję je po wielokroć, skupiam się tylko na nim i doprawdy, czasem dopiero po dłuższej chwili spostrzegam, że jest drugie i następne. Badawczo wsłuchuję się w pisarskie „dzień dobry” skierowane do mnie i zapraszające do wejścia. Wiem, że inicjujące powitanie to często efekt wielu godzin zastanawiania się, jak mnie tą frazą zatrzymać. Spowodować, bym z gościny nie rezygnował i uchylone drzwi otworzył na oścież. Aby moc i urok tych kilku, kilkunastu wyrazów były tak nieodparte, że żadna siła nie będzie mnie już w stanie odwieść od zajrzenia do środka.
To właśnie frapujące pierwsze zdanie powoduje, że przestaję być czytelnikiem potencjalnym. A kiedy docieram do ostatniej strony, przywołane ponownie, odkrywa często swój nowy sens. Głębszy – przewrotny, ironiczny, gorzki, żartobliwy, melancholijny. Staje się na równi z tytułem zapamiętaną wizytówką.
W jednym z wywiadów Stephen King wypowiada się na ten temat z punktu widzenia pisarza. Zgadzam się z nim z punktu widzenia czytelnika: «To otwarcie nie utrzyma ani nie powali powieści – po nim musi rozwinąć się historia i na tym polega prawdziwa praca. A jednak to pierwsze zdanie jest znakiem głosu, jest formą przedstawienia się autora. Musi w nim być wielka moc, zachęcająca „chodź tutaj, chcesz się tego dowiedzieć”. By ktoś zaczął słuchać.»
Tak, to nie błahostka. „Syndrom pierwszego zdania” potrafi skutecznie spowolnić pracę nad tekstem. King przyznaje, że zdarza mu się zastanawiać nad początkiem przez kilka miesięcy. Żeromski pozostawił potomnym rękopis „Popiołów”. Z ośmiu pokreślonych stron wyłoniło się w końcu jedno tylko, za to znakomite do dziś, pierwsze zdanie: „Ogary poszły w las.”
Może być ono, jak w tym przypadku, porywem, który z wielką siłą wprawia w ruch całą powieściową maszynerię. Może być ostre jak brzytwa albo przeciwnie – otulające spokojem i harmonią. Może też wibrować energią, działaniem albo aptekarsko dawkować emocje. Brzmieć niczym żołnierski rozkaz i stać się melodią, którą delektuję się odczytując słowa raz po raz. Słowem, musi być jakieś, bo tylko ono wśród tysięcy ma szczególny status.
Takie są zdania, które przytaczam. Nie ma tu rywalizacji o palmę pierwszeństwa. Po prostu lubię je. Dobrze zaczynają.
„Jeżeli zwariowałem, nie mam nic przeciwko temu, pomyślał Moses Herzog.” Saul Bellow, Herzog
„W lipcu ojciec mój wyjeżdżał do wód i zostawiał mnie z matką i starszym bratem na pastwę białych od żaru i oszałamiających dni letnich.” Bruno Schulz, Sklepy cynamonowe
- 26.07.2016
- komentarzy 6
- 0
- czytanie książek, polszczyzna