PLANTY KRAKOWSKIE, JAKIE LUBIĘ NAJBARDZIEJ
Cztery kilometry to mniej więcej godzinny spacer. Ten akurat zajmuje więcej czasu; zbyt dużo na trasie pokus. Zawsze coś nowego się wydarzy, zawsze warto usiąść na ławce i pooglądać toczące się leniwie życie. Bo Planty krakowskie są stworzone, żeby zwolnić kroku, zauważyć uroki lata (pozostałych pór roku też), spojrzeć na ciekawe osobistości, których miejsce przyciąga niczym magnes i po prostu cieszyć się pięknem Krakowa. Tym razem na przejście całej trasy zabrałem sprzęt fotograficzny i tak oto powstał niezwykle subiektywny przewodnik.
Od czego zacząć? Jasne, że od mojego ulubionego fragmentu. Niewielu wie, że całe Planty podzielono na osiem ogrodów. „Mój” nazywa się Stradom. Prowadzi w kierunku wawelskiego wzgórza. Mimo że przecina go ulica Świętej Gertrudy to cichy i z pewnością elegancki fragment Plant. Jako jedyna część ma układ rozbudowanej angielskiej promenady. Kto wie, może wpływ na atmosferę mają okalające mury aż czterech klasztorów i kościołów. Może stary, regularnie nasadzony drzewostan.
Planty krakowskie powstały trochę przypadkowo. Gdyby ktoś dawno temu konserwował mury obronne, wały i fosę mielibyśmy dziś system fortyfikacji otaczających centrum miasta. Niby żal, ale z drugiej strony na rumowisku założono w 1820 roku „ogrody miejskie”. Wyburzono dawną zabudowę, splantowano teren (stąd nazwa Planty – od plantowania). Zresztą na początku krakowianie nazywali to miejsce „plantacje” lub „plantacye”. I tak od dwustu lat jest gdzie umawiać się w Krakowie na randki.
Kiedyś odcinkiem Plant były również stoki wawelskiego wzgórza. Wyglądały zupełnie inaczej niż obecnie – rosły tu brzoskwinie, winorośle, morele. Rośliny wytrzebili Austriacy, którzy w 1846 roku zajęli miasto i Wawel uczynili cytadelą.
Od dwóch lat nie ma końca dyskusjom wielkich polskich matematyków, Stefana Banacha i Ottona Nikodyma. Wybrali sobie na ławeczce miejsce na tle gmachu Wyższego Seminarium Archidiecezji Krakowskiej.
Czy to w hołdzie dla matematyków ten plac zabaw, na którym dominują formy geometryczne?
Za to z pewnością na cześć Adama Mickiewicza, a właściwie bardziej bohaterów jego powieści poetyckiej, pod koniec XIX wieku postawiono pomnik tytułowej Grażynie. Ten nieszczęśnik u jej stóp to mąż, Litawor.
Ta rzeźba jest mniej dosłowna od „Grażyny”, ale przecież i abstrakcyjnemu „Fortepianowi Szopena” niczego nie brakuje. Jest młoteczek, klawisze fortepianu, wodne struny. I beztroska dziecięcych wakacji.
A w pobliżu najstarsza z trzech rzeźb, z 1771 roku, przedstawiająca Matkę Boską Łaskawą. Została ufundowana przez Sokołowską, matkę żołnierza, który po bitwie z Moskalami został uznany za zmarłego i pochowany w zbiorowym grobie na cmentarzu przy kościele Mariackim. W nocy udało mu się wygrzebać dzięki światłu, które pokazało wyjście z mogiły. Łaskę uratowania przypisał Matce Boskiej Łaskawej.
Collegium Novum jest siedzibą rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego (już w średniowieczu były na tym miejscu dwie bursy studenckie). Kto wie, może dzięki temu, że nie w Krakowie studiowałem, tak lubię tu bywać.
I jeszcze jeden znak uniwersytecki. Zbliżając się do ulicy św. Anny widać masywną bryłę barokowej kolegiaty Świętej Anny Samotrzeciej – „od zawsze” kościoła studenckiego.
Szary, betonowy budynek Bunkra Sztuki z 1965 roku raczej nikogo nie zachwyca, za to kawiarnia całkiem nastrojowa.
Gmach, nie ma co ukrywać, duży i zwalisty, ale detalami przykuwa wzrok. Zawsze w trakcie spaceru, Pałac Sztuki sprzed stu dwudziestu lat jest obowiązkowym przystankiem. Szczęśliwe czy nieszczęśliwe, ale pomieszanie wzorów z antycznych greckich świątyń, stylu wiedeńskiej secesji i elementów gotyku, robi wrażenie. Zwłaszcza na lubiących łamigłówki typu: co chciał autor przez to powiedzieć.
Tu rozpoczyna się jedna z ładniejszych i najbardziej rozpoznawalnych części Plant. Przy półkolistym kwietniku miejsce znalazło popiersie Artura Grottgera.
Był Mickiewicz z „Grażyną”, dla równowagi musi być Słowacki i „Lilia Weneda”.
Planty krakowskie pomnikami stoją. Najpierw miał być Mieszka i Dobrawy, po zmianie koncepcji postawiono na Jagiełłę i Jadwigę. Kto by się przejmował zmianą strojów; zmieniono tylko głowy.
Nieco dalej największa na całej trasie sadzawka.
Przejście przez średniowieczną Bramę Floriańską w czasie nie przenosi. Co najwyżej z cienia, jaki zapewniają w letnie dni Planty krakowskie, wychodzimy na zalaną słońcem ulicę. Jest ona, wraz z Barbakanem, jedynym ocalałym fragmentem systemu fortyfikacji. Inna nazwa Bramy to Porta Gloriae – wjeżdżali przez nią do Krakowa królowie i cudzoziemscy posłowie.
Wzorowany na wiedeńskim, Teatr im. Juliusza Słowackiego z końca XIX wieku – pierwsza narodowa scena na ziemiach polskich i pierwszy budynek w Krakowie z elektrycznym oświetleniem. To tu 16 marca 1901 roku miało miejsce wyjątkowe wydarzenie w historii polskiej kultury – odbyła się premiera „Wesela” Wyspiańskiego.
Stąd prosta droga na dworzec. Kto by się tam spieszył. Czyż nie lepiej dojść do punktu wyjścia naszego spaceru – Ogrodu Stradom? I ponownie ruszyć dokoła?
Muszę jeszcze wspomnieć przy okazji Plant okalających Stare Miasto i wspomnianego dworca o jednym niebezpieczeństwie. Otóż krakowanie – przywiązani do tradycji, również językowej – podobno nie znoszą, kiedy turysta chce się dowiedzieć, jak dojść na starówkę. Ta, według nich, znajduje się w Warszawie, stąd – jak wieść niesie – pytających kierują na Dworzec Główny.
Planty krakowskie – czyżby najlepszy spacerowy adres w Polsce?
Korzystałem z:
Joanna Torowska Planty Krakowski i ich przestrzeń kulturowa
Piotr Hapanowicz Zagadkowy Kraków
- 13.07.2018
- Brak komentarzy
- 0
- Kraków