RUJA I PORUBSTWO, A TU – PIES OGRODNIKA
Kto by pomyślał, że to już ósmy rozdział na temat historii i znaczenia najciekawszych zwrotów językowych, czyli frazeologizmów. Do zestawu niemal pięćdziesięciu już omówionych dołączam dziś nowe. Znane, ale jakby przykurzone.
SIEDZIEĆ CICHO JAK TRUSIA – ZACHOWYWAĆ SIĘ NADER DYSKRETNIE
A najlepiej tak, żeby nikt nie zauważył. Tylko, kim jest ta trusia, na której mamy się wzorować? Nie, to nie struś w rodzaju żeńskim, który zgubił „s”, tylko… królik. Ten, jak wiadomo, jest wyjątkowo bezgłośnym i skrytym zwierzęciem. Nie ma się co dziwić, że przy okazji użyczył swojej nazwy i czasownikowi „truchleć” (być przerażony), i rzeczownikowi „truchło” (martwe ciało).
Mam wrażenie, że w dzisiejszym świecie nastawionym na ekspansję i agresywną autopromocję ten związek językowy bezpowrotnie wpada do kategorii archaicznych. Z tych samych powodów rzadko już można usłyszeć, że trzeba „siedzieć, jak mysz pod miotłą.”
RUJA I PORUBSTWO – COŚ ZDROŻNEGO
Niby taki zwykły i pospolity, choć powoli odchodzący do lamusa, a nie zgadniesz, komu ten zwrot zawdzięczamy.
W 1903 roku „Kurier Teatralny” ogłosił ankietę, w której zapytał o ocenę repertuaru w ówczesnych, młodopolskich czasach. Lapidarnie, w trzech słowach: „ruja i porubstwo” określił go Henryk Sienkiewicz, mając na myśli przede wszystkim nieobyczajną twórczość skandalizującego Przybyszewskiego.
To pierwsze słowo jest powszechnie zrozumiałe, ale z „porubstwem” może być większy problem. Tym bardziej, że nawet pochodzenia nie da się już dziś ustalić (być może powstało od „porobić”). Oznacza rozwiązłość, rozpustę.
O rui słyszę czasem z ust Krystyny Czubówny, o porubstwie jeszcze nikt mi nie opowiadał.
PIES OGRODNIKA – KTOŚ, KTO UTRUDNIA DOSTĘP DO CZEGOŚ, CHOĆ SAM NIE MOŻE TEGO ZDOBYĆ
Jak dobrze, że mamy lapidarnego „psa ogrodnika” i nie potrzeba tego mozolnego objaśniania w rozmowie. Zwrot nadal trzyma się dobrze, choć mało kto wie, że posługując się nim, przenosi się w czasie o dwadzieścia sześć wieków. Do czasów Ezopa i jego bajki „Pies i konie”, w której pies nie dopuszcza koni do owsa, choć sam go nie jada.
Skąd u Czechów zamiast „psa ogrodnika” wzięła się „žába na prameni” (żaba u źródła) to dopiero kosmiczna zagadka.
JEDNA JASKÓŁKA WIOSNY NIE CZYNI – WYDARZENIE, KTÓRE MIAŁO MIEJSCE NIE MUSI OZNACZAĆ TRWAŁYCH ZMIAN
Zostańmy jeszcze przez chwilę z Ezopem. W jego bajce „Rozrzutnik i jaskółka” znajdziemy opowieść o młodym utracjuszu, któremu nie zostało nic oprócz płaszcza. Ujrzawszy pierwszą jaskółkę uznał, że może go sprzedać, bo nie będzie mu już w ciepłe dni potrzebny. Wróciła jednak zima i mrozy.
Znaczenie dosłowne tego zwrotu jest oczywiste i prawdziwe, choć sam pewnie nigdy nie pozbędę się radosnego złudzenia, że naprawdę widzę w marcu wyczekiwanego od miesięcy pierwszego zwiastuna wkraczającej, już na dobre, razem z nim wiosny.
KIJ W OKO – NAPRAWDĘ KTOŚ KOGOŚ BARDZO NIE LUBI
Wybieramy się na polowanie. I to w czasy odległe. Pierwsi myśliwi ze swoimi prymitywnymi oszczepami nie byli w stanie szybko zabijać dużych zwierząt. Starano się więc najpierw je oślepić, co znacznie ułatwiało bezpieczne dobicie.
Starszy od Ezopa o dwa wieki Homer w „Odysei” opisał chyba najbardziej znane oślepienie w literaturze. Otóż, ogromny cyklop Polifem uwięził Odyseusza i jego towarzyszy. Zanim zasnął po obfitej kolacji złożonej z kilku z nich, Odyseusz upił go winem, po czym rozżarzonym drągiem wypalił mu jedyne oko. Zbiegli się przerażeni wrzaskiem inni cyklopi pytając, kto to zrobił. Oszalały z bólu Polifem w odpowiedzi krzyczał: „nikt”, bo tak wcześniej przedstawił się sprytny Odyseusz.
W mowie potocznej wykorzystuje się tylko dwie formy: „kij ci w oko” oraz „kij mu w oko”. Skandowane w stronę kibiców przeciwnej drużyny hasło: „kije wam w oczy” raczej się nie przyjmie.
NIE BEZ KOZERY – NIE BEZ POWODU
Nawet, jeśli lubisz grać w karty, nie domyślisz się, że przy okazji tego zwrotu trzeba skierować uwagę w stronę hazardu. A kozera to był kiedyś atut, mówiąc inaczej, dobra karta, zapewniająca przewagę. Zygmunt Gloger w „Encyklopedii staropolskiej” z początków XX wieku wyjaśnia uroczo niedzisiejszym językiem, że to: „karta święcąca w grze i cała maść jej czyli kolor, w którym choćby najmłodsza karta bije najstarsze we wszystkich innych maściach”.
Był jeszcze rodzaj męski – kozer albo kozernik, czyli gracz, szuler. Mikołaj Rej ostrzega w „Zwierzyńcu”: „Tracą czas opilcy, ożralcy, kozerowie”.
A wiadomo, z opilcami, ożralcami i kozerami tylko ruja i porubstwo.
Na temat związków frazeologicznych trochę się już rozpisałem. Nie pozostaje mi nic innego, tylko zaprosić do siedmiu poprzednich części.
CZĘŚĆ I “JAKI ZABŁOCKI, JAKIE MYDŁO”
CZĘŚĆ II “FRAZEOLOGIZMY I KIJEK NA SZARYM KOŃCU”
CZĘŚĆ III “CO SMALIĆ, A CO SMALONE”
CZĘŚĆ IV “JĘZYKOWEJ PRZYGODY CIĄG DALSZY”
CZĘŚĆ V “ECH, TE POKRĘCONE FRAZEOLOGIZMY”
CZĘŚĆ VI “MIECZ DAMOKLESA ODCHODZI DO LAMUSA”
CZĘŚĆ VII „ZNALEŹĆ SIĘ W KROPCE I PUŚCIĆ FAMĘ O ROGU OBFITOŚCI”
Podstawowe źródła:
Słownik frazeologiczny języka polskiego
Samuel Orgelbrand, Encyklopedia Powszechna
Witold Doroszewski, Słownik języka polskiego
W. Kopaliński, Słownik mitów i tradycji kultury
Zygmunt Gloger, Encyklopedia staropolska
- 27.04.2016
- komentarze 4
- 0
- frazeologizmy