USTROŃ, MURAL I KANAPKI
Pojechać do tego miasta po kanapki? Może przesada. Ale już kupić kilka na śniadanie, zjeść i wyruszyć na Równicę, a potem korzystać z innych atrakcji – to prawie obowiązek. Ustroń, położony w dolinie rzeki Wisły, od kilku lat nabiera szyku i w odwiecznej rywalizacji z położoną obok… Wisłą nie pozostaje ani o krok w tyle.
O co chodzi z tymi kanapkami? Przygotowywane są w Cieszynie od około siedemdziesięciu lat. Można je kupić w sklepach Społem w okolicznych miastach. Wszędzie tak samo pyszne, ale najbardziej smakują mi właśnie w Ustroniu. Receptura cały czas nie zmieniana i tajemniczo prosta. Kawałek świeżej bułki francuskiej, ręcznie wyrabiany majonez, według specjalnej receptury przyrządzany śledź i cebulka. Nawet nie próbujcie odtworzyć tego smaku w domu. Nikomu się jeszcze nie udało. Oprócz tej ze śledziem jest jeszcze z sałatką i szynką, ale króluje od zawsze – pierwsza z nich. Zestaw męski przed wyruszeniem na szlak to trzy, no może cztery kanapki. Uwaga, potrafią uzależnić!
Na Równicę /883 m n.p.m./ można wejść pieszo, wjechać na rowerze /bez przerzutek nie radzę, w mieście kilka wypożyczalni/ lub, w niecałe dziesięć minut, samochodem. Dzięki temu i najmniejsze pociechy mogą „samodzielnie” zdobyć szczyt. A na nim schronisko, karczmy, park linowy, tor saneczkowy, strzelnica. Trochę na mój gust za dużo hałaśliwego lunaparku. Dobrze chociaż, że po staremu, krajobrazy stąd piękne.
U podnóża Równicy trudno ominąć Pijalnię Wód i tężnię w kształcie kulistej fontanny. Kilkanaście dysz wytryskuje solankę. Proponuję nie sprawdzać, czy woda naprawdę jest słona. Jest, a z lepiącą się od soli ręką nie wiadomo, co robić. Dla wielbicieli takich wrażeń oddano do dyspozycji przy ulicy Sanatoryjnej całe baseny solankowe. W powietrzu wokół takie nagromadzenie dobroczynnych minerałów, że po zamknięciu oczu z Beskidów przenosimy się w mgnieniu oka nad morze. Tradycja zobowiązuje. Ustroń jako uzdrowisko ma już ponad dwustuletnią historię. W nowym parku zdrojowym /widoki!/, niedaleko tężni, otwarto też siłownię. Ćwiczących od wczesnego rana nie brakuje.
A w mieście? Jest co oglądać i jest się czym zająć. Wzdłuż Wisły biegnie kilkukilometrowa Aleja Legionów – świetna propozycja dla spacerowiczów, ale i jeżdżących na rowerach i rolkach. Gładki asfalt, długa prosta i leniwie płynąca królowa rzek obok – czego chcieć więcej!
W okolicy Alei znajdują się aż trzy parki: Kuracyjny z amfiteatrem i pobliskim Muzeum Ustrońskim, Kościuszki z dużym placem dla dzieci i najładniejszy, położony blisko rynku – Park Lazarów.
W centrum warto zobaczyć ratusz z końca XIX wieku i nowoczesny rynek, wybudowany w miejscu dawnego dworca autobusowego. Na nim niecodzienny mały amfiteatr, za to z wielką czarno-białą fotografią przedwojennego Ustronia na tylnej ścianie.
Z rynku dostrzec można, kto wie, czy nie najładniejszą bibliotekę miejską w Polsce. Sam budynek z 1903 roku cieszy oko, ale oszołomi nas coś innego – mural, który na pięciuset metrach kwadratowych przedstawia wnętrza bibliotek w Dublinie i Edynburgu. Iluzyjne oddanie ich obrazu robi naprawdę piorunujące wrażenie. Nigdy przed tą elewacją nie brakuje uśmiechniętych osób z zadartymi głowami. Ustroń ma od niedawna jeszcze jedną atrakcję.
Dwieście metrów stąd, za niewielkim rondem natrafiamy na kilka starych, drewnianych chałup. W jednej z nich, tradycyjnej góralskiej zagrodzie z 1768 roku, mieści się prywatne Muzeum Regionalne ze stałą wystawą etnograficzną. Czasem organizowane są tu małe kiermasze sztuki ludowej i staroci.
I spaceru ciąg dalszy. Co krok karczma, pierogarnia, restauracja, kawiarnia. Choć i sklep Społem znów nęci.
Do Ustronia wrócę za kilka miesięcy. No bo, jak tu nie sprawdzić tych samych miejsc w zimowej scenerii. I smaku kanapek ze śledziem w mroźny, słoneczny dzień.
- 3.10.2015
- komentarze 4
- 2
- Beskidy, Ustroń